... A n t a r k t y k a ...

zmienne kolory oblicza

*

Kuchenna szyba spływa kolejnymi falami mokrego wiatru.
Trzęsące ścianami zimno usiłuje wedrzeć się do wnętrza,
świst podmuchów wymieszany z bulgotem podgrzewanej zupy.

Gnane skośnym wiatrem drobiny wody, okrągłymi,
zlewającymi się ze sobą plamami, rozbijają się na szkle.
Setki spływających kropli rozmywają krajobraz za oknem:
pędzące morskie grzywy, połączone białymi kołnierzami,
kamienistą plażę, przyjmującą z ciężkim łoskotem kolejną falę,
mglistą zasłonę, gubiącą setki milionów drobnych kropli,
poszarzałą bielą przykrywającą delikatny błękit lodowców.

W kuchni panuje codzienna przed obiadowa krzątanina.
Z waz z kremem szpinakowym unoszą się kłęby pary,
Kucharz na półmiskach układa pieczone mięso.
Z kuchennego pieca ciepło pachnie chlebem...

*

[7.3.2006]

[...Dla Kucharza: Michasia...]


*

Wstrzymanie kroku,
niewidzialną ręką mroźnego wiatru,
wtłaczającego powietrze, z powrotem do płuc,
mrużącemu zesztywniałe rzęsy.

Oślepione pędzącym śniegiem oczy,
oblepiona mokrym soplem broda.
Smagana lodowatym biczem twarz,
kłuta, tysiącami lodowych szpilek na raz.

Podkreślają usypiające uczucie błogości:
po skończonej wędrówce,
zasypiam w ciepłej pościeli...

*

[3.5.2006]


Argentyńska Stacja Antarktyczna - "Jubany"

*

Stu pięćdziesięciometrowi Trzej Bracia,
bezkształtnymi głowami spogląda na budynki,
przycupnięte na kamienistym brzegu Zatoki Potter.

Otoczone spękanym amfiteatrem lodowcowych ścian,
błękitne, lodowe bryły, poruszane spiczastymi falami.
Zamrożone szczyty, pokryte grubą warstwą lodowców.

Pędzące poziomo smugi płatków oklejają ściany i okna,
malując pomarańczowe zabudowania śnieżnobiałą farbą.

*

[4.05.2006 Stacja Jubany]


*

Cierpliwość ciszy - wściekłość wiatru,
światłość słońca - mroczność chmury,
odrębność lądu - bezkresność morza,
białość lodu - czarność skały:

Cztery Przeciwstawne Antarktyczne Pary

*

[4.05.2006 Stacja Jubany]


Z cyklu Kolory Ziemi: BIAŁY

*

Białe, lodowe, serce Ziemi,
skryte na jej południowym krańcu.
Poorane błękitnymi spękaniami szczelin,
płaczące milionami lodowatych łez
wyrywanych z głuchym grzmotem przez Ocean.

Otoczone białymi grzywami rozwianych fal,
szarpiących okryte wściekłą pianą lodowcowe klify,
przetaczających się z łoskotem przez lodowe góry.

Serce, rozmazane smugami pędzących tumanów śniegu,
zamglone zawieją, oblekającą białą warstwa monotonny krajobraz.
Pędzące obłoki, czochrane przez skute lodem szczyty,
zasypują je kolejną warstwą bieli.

*

[Antarktyka, maj 2006]


*

Zza zasnutych ciemnymi chmurami lodowców
wiatr intonuje nieokiełznaną, pełną niepokoju, melodię,
marszczącą delikatny naskórek tafli fiordu.
Lodowate podmuchy spadają ze szczytów lawiną.
Narastają niepokojące dźwięki, jęczą wyjącym świstem.
Pędzą szumem białych smug wody,
przeganiając sunące z rykiem grzywacze.
Miotają z wściekłością skłębione wiry.
Szarpią Stacją, rzucają żwirem o ściany,
spływają po szybach stukotem kropel.

Wiatr rywalizuje z muzyką, płynącą z głośników.
Staje się jej osobną, dodatkową warstwą,
raz zagłuszającą, raz ginącą w jej dźwiękach.
Szumiąca jednostajnym tonem gigantyczna dmuchawa,
zwalnia i przyśpiesza z nerwowym furkotem.
Naśladuje przygasającą, cichnącą melodię,
po chwili wystrzelającą gwałtownym uderzeniem.
Odgłosy powiewów wprowadzają niepokój,
chaotyczne dokładają instrumenty.
Klekot okiennic, stukających niczym kołatki,
drżące uderzeniami talerzy perkusji ściany,
świszczące niskimi tonami fletu szpary,
dudniące uderzenia kotłów trzęsące całym budynkiem.
Nagle nuta urywa się, wiatr zmienia kierunek i zamiera.
W ciszy gra muzyka.

*

[Tool & Antarktyka 24.5.2006]


Złote Oko

*

Północny wiatr otwiera Złote Oko.
Unosi ciężką, ciemną powiekę chmur
wiszącą nad błękitną granią lodowca.
Ukazuje czarną źrenice poszarpanych skał.

Otwiera pryzmat skupiający światło,
zapalający żółtym pożarem krawędzie chmur.
Płomienne łzy opadają smugami,
kapią na lód gorejący złocistą łuną pożaru.

*

[2.6.2006]


Malowane światłem

*

Rozerwane przez szczyty promienie słońca,
porozdzielane przez nieregularne, skłębione obłoki,
kolorują pociągnięciami świetlistego pędzla
podłużne chmury na przeciwległym krańcu fiordu.
Zapalają, pomarańczowymi maźnięciami blasku,
jaśniejące plamy w smugach ciemnej szarości.

*

[4.6.2006]


Wąż

*

Pomarańczowo szary wąż rozciągnął na niebie swe cielsko.
Kłębi się i wije wzdłuż wierzchołków gór.
Segmentowane ciało, raz grubsze, raz cieńsze,
grzbiet gładki, kłębiasty, brzuch postrzępiony.
Pomarańczowy ogon ginie za szczytami,
rozpasłe, ciemnoszare cielsko dotyka grani.
Spiczasta głowa, wsparta o lodowy płaskowyż,
wysącza trujący jad spływający na lodowiec
różowo pomarańczową posoką.

*

[4.6.2006]


*

Nocny wiatr, z majestatem rozchyla
srebrzystą firanę odsłaniając
mój widok z okna.

Lodospady dymią poszarpanymi kształtami obłoków.
Zza rozlanych, cienkich soczewek chmur,
iryzującą żółcią, zmieszaną z bladą zielenią,
prześwieca jasna tarcza w pierwszej kwadrze.

Migocząca, świetlista jasność, przecina czarną toń wody.
W łagodnym szumie fal przeglądają się lodowce,
srebrny blask, skutych lodem wierzchołków.

*

[6-6-2006]

[...Dla Magdy, Miłośniczki Księżyca...]


Krople na szybie

*

Tysiące identycznych, odwróconych światów,
miniatur postawionego na głowie widoku.
Szumiącego u góry morską falą,
zamglonego skłębioną chmurą u dołu.

Tysiące drżących podmuchem drobin
przycupniętych na mojej szybie.

*

[7-6-2006]


Śnieżyca

*

Śnieżna mgła zasnuła Zatokę.
Bielą okleja kamienie, puchem otula lodowe bryły.

Kotarą zasłania lodowce, zakrywa szczyty.
Przesuwa ku mnie horyzont, lekko rozkołysaną morską pustkę.

*

[8-6-2006]


*

Ciemna sylwetka zapatrzona w głąb fiordu,
srebrną tarczę, w skłębionych obłokach.
Szara fala subtelnie muska czerń,
bezgłośnie błądząc między głazami.

Srebrzyste światło obmywa lodospady,
tańczącymi refleksami błyszczącej poświaty.
Pulsującym rytmem rozkołysanej wody,
przemyka biały duch nocnego ptaka.

*

[10.6.2006 Plaża przed domem]

[...Dla Magdy, Miłośniczki Księżyca...]


*

Tysiące identycznych, odwróconych światów,
miniatur postawionego na głowie widoku.
Każdy podzielony na dwie części.
Górną, szumiąca lodowatą falą,
dolną, zamglona skłębioną chmurą.

Tysiące drżących podmuchem drobin,
przycupniętych na mojej szybie.

*

[13.6.2006]


*

Ospale wstaje najkrótszy dzień roku.
Bez pośpiechu zapala łunę bladego świtu;
kolejny raz zaspało Słońce...

Mocno spóźnione budzi się leniwie,
przewracając się w rozmytych smugach
kłębiastych kształtów podniebnej pościeli.
Niemrawo wdrapuje się nad lodowce,
odchyla pierzynę ciemnych soczewek chmur,
rozpalając obłe podstawy czerwonym blaskiem.
Dochodzi jedenasta, ostatnie przeciągnięcie,
niechętnie wychodząc z ciepłego posłania.
Zza skutej lodem grani, wychyla niewyspaną twarz.

Pierwsze nieśmiałe promienie,
przecinają lodowate powietrze,
muskając ośnieżone wzgórza ciepłym światłem.

*

[27.6.2006]


*

Rzeźbione kroplami wody,
komnaty świecące lodową pustką,

Błyszczące błękitną zielenią szmaragdy,
polerowane podmuchami wiatru.

*

[28.6.2006 Jaskinia lodowa]


*

Powoli dogasa blask dnia.
Rozciągniętą na południowym krańcu nieba,
ciemnogranatową Cieśninę Bransfielda,
okrywa pojedyncza warstwa chmur.

Ku górze wędruje pomarańczowa poświata,
przechodząc różowo fioletowym pasem
w blady błękit odchodzącego dnia.
Apogeum nasycenia barw trwa niedługą chwilę,
ołowiane chmury świecą srebrnym blaskiem.

Schowane, głęboko za lodowcami Słońce,
wygasza barwne refleksy w chmurach.
Zza morza wyłania się ciemny pas zmierzchu,
kolory bledną, zapadając w wieczorną szarość.

*

[28.6.2006 Point Thomas]