|
Rano na godzinę 6:15 jedziemy na dworzec Warszawa Zachodnia, skąd zaczyna swój bieg pociąg pośpieszny do Suwałk (bilet normalny 46zł + 4.50 zł opłata za przewóz roweru). Chcemy na spokojnie włożyć rowery do wagonu bagażowego i nie denerwować się, że zabraknie dla nas miejsca. Nasze obawy okazują się słuszne, na peronie na pociąg czeka tłum ludzi z rowerami. Co gorsze otworzono tylko jedną kasę biletową (po 25 minutach udało się nam dopiero kupić bilet i to dzięki interwencji Anetki, która poprosiła o otworzenie drugiej kasy). Ale to nie koniec nerwów, okazuje się, że drzwi do wagonu rowerowego nie otwierają się (witamy w Polsce...) i rowery trzeba wprowadzać przez wąskie drzwi sąsiedniego wagonu, a następnie przez przejście między wagonami. Na szczęście my jako pierwsi przeprowadzamy rowery tą "tajną" drogą i dzięki temu mieszczą się one na hakach. Niestety nikt nie przewidział, że wagon rowerowy powinien mieć miejsce na więcej niż 10 rowerów. Ponieważ jedzie z nami wycieczka 15 osobowa do Białegostoku i jeszcze kilka grup rowerowych w naszym wagonie robi się niesamowicie ciasno i momentalnie przejście jest zastawione (dobrze, że wysiadamy na końcowej stacji!). Pociąg jest zapchany, do naszego wagonu wciskają się jeszcze zwykli podróżni marudząc, że zastawiliśmy przejście.
O 12:30 jesteśmy w Suwałkach, zadowoleni opuszczamy duszny i ciasny wagon rowerowy. Zapoznajemy się jeszcze z grupą dziewcząt jadących rowerami do Wilna - myśleliśmy, że nasze trasy w części się może pokryją, ale dziewczyny planowały podróż "na spokojnie" małymi - kilkudziesięciokilometrowymi odcinkami. Z dworca PKP jedziemy do centrum Suwałk, do kantoru na ulicę Kościuszki. Kurs sprawdzony telefonicznie dzień wcześniej (1 zł = 1.25 lita) okazał się nieco gorszy (1 zł = 1.22 lita) mimo wszystko decydujemy się wymienić nasze pieniądze. Jedziemy w stronę Sejn do przejścia w Ogrodnikach. Pogoda niezwykle upalna, droga piękna. Mocno urozmaicona rzeźba powoduje konieczność zwiększonego wysiłku na podjazdach, na szczęście co jakiś czas długie zjazdy działają ochładzająco. Jedziemy przez lasy Wigierskiego Parku Narodowego, co jakiś czas widzimy jezioro Wigry. Anetka bardzo chce się wykąpać w jeziorze, zjeżdżamy zatem na plażę PTTK. Ponieważ jest to teren PTTK wstęp jest płatny: 1 zł bilet normalny, 0.50 gr. ulgowy - studencki. W cenie strzeżone kąpielisko, tłum ludzi i widok na przepiękny wigierski klasztor. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do Sejn, oglądamy kościół, wchodzimy do Synagogi, w której miła pani pozwala nam przepisać z przewodnika po Wilnie podstawowe litewskie zwroty. Dochodzi godzina 17:00, na niebie gromadzą się burzowe chmury, zaczyna grzmieć. Postanawiamy przeczekać burzę w pobliskiej kawiarni. Deszcz pada bardzo krótko, choć intensywnie, na niebie ciągle jest ciemno. Po 2 godzinach decydujemy się jechać dalej. Niestety zagapiłem się i zamiast skręcić w Sejnach na Ogrodniki pojechaliśmy w kierunku Augustowa. Po kilku kilometrach widzimy ogromną burzową chmurę, zatrzymujemy się aby ocenić czy idzie na nas, gdy utwierdzamy się w tym przypuszczeniu stwierdzamy, że lepiej szybko poszukać suchego noclegu. W miejscowości Posejny zatrzymujemy się przy jednym z domów i pytamy czy można przenocować w stodole - wolimy nie spędzać burzowej nocy w namiocie. Gospodyni zgadza się nam pomóc - prowadzi nas na strych i daje nam jeden pokoik (oczywiście nie ma mowy o jakiejkolwiek zapłacie). Jest on brudny i niesamowicie duszny, jednak dużo lepszy niż stodoła. Burza przechodzi bokiem, jest jeszcze dość wcześnie (około godziny 19) decydujemy się jednak zostać. Rozmawiamy z gospodarzami, bawimy się z małymi kotkami, spacerujemy obejrzeć zachód słońca. Wcześnie kładziemy się spać, na podłodze rozkładamy karimaty i szeroko otwieramy okna. Niestety nocą jest duży ruch samochodów na pobliskiej drodze, na którą wychodzą nasze okna, śpimy kiepsko. Ciągle się budzimy, w końcu zamykam okno i jakoś dosypiamy do rana.