|
Wstajemy wcześnie, niestety za oknem złe widoki: pochmurno, siąpi nieprzyjemna mżawka. Decydujemy, że nie ma co zostawać w mieście skoro jest tak paskudnie. Wyruszamy jeszcze raz przejść się uliczkami starego miasta, wygląda dziś ono zupełnie inaczej ponuro i smutno. chcemy jak najwięcej zobaczyć przed kończącą się o godzinie 12 dobą hotelową. Kierujemy się w stronę Ostrej Bramy, okna za którymi znajduje się cudowny obraz są już otwarte, z ulicy widać obraz otoczony głowami znajdujących się w kaplicy ludzi. Wchodzimy na górę wąskimi drewnianymi schodami na górę, poręcze są wypolerowane od dotknięć tysięcy rąk, w schodach buty pielgrzymów wyżłobiły zagłębienia. Staruszka z obwiązaną nogą stopień po stopniu schodzi w dół. W kaplicy jest mniej miejsca niż się spodziewałem, jest ona wielkości dużego wysokiego pokoju. Na około obrazu wieniec ludzi, klęczących, stojących, wspartych na kulach. Ludzi pogrążonych w modlitwie, w dłoniach powoli przesuwają się paciorki różańca. Usta poruszają się w cichej modlitwie. Panuje pełna skupienia cisza, niemal czuć cudowną moc tego miejsca. Przez chwilę sami pogrążamy się w modlitwie.
Wracamy do schroniska po nasze rowery w mżawce, deszczyk pada raz na jakiś czas.
Decydujemy się wyjechać z miasta, podobnie jak z Rygi, pociągiem. Na dworcu mamy jeszcze wątpliwości, pociąg dopiero za półtorej godziny, zastanawiam się, czy nie lepiej jechać. Wychodzimy przed budynek dworca: zaczyna siąpić mocna mżawka - argument który ostatecznie przekonuje nas aby jechać pociągiem. Kupujemy bilety (podobnie jak na Łotwie również są bardzo tanie, płacimy za nie po 3 lity, licząc razem z biletem na rower) do miejscowości Lentvaris (18 km). Jedziemy w kierunku Trok zwykłym pociągiem do Kowna (przedziały 3 klasy!!!). Po kilku stacjach wysiadamy, do Trakai (Trok) zostało nam kilka kilometrów. Niebo ciągle jest mocno zachmurzone, na szczęście przestaje padać.
W Trokach - miejscowości na cyplu jeziora Galve ładne zadbane domki, sympatyczny drewniany kościółek, dawny zamek z XIII wieku. Główną atrakcją przyciągającą jak magnes turystów jest jednak piękny zamek. "Mały Malbork", jak go niektórzy określają. Zamek wybudowano na wyspie. Aby na nią dotrzeć trzeba przejść drewnianym pomostem przez wyspę i kolejny most. Składająca się z zamku górnego i dolnego budowla z daleka robi wrażenie okazałej. Zamek wzniesiony został przez księcia Witolda w XV wieku w stylu gotyckim, Mając w pamięci muzea litewskie i ich ubogie ekspozycje nie chcę wchodzić do środka aby zwiedzić Muzeum Historyczne. Anetka namawia mnie mocno i w końcu kupuje bilety (4 lity bilet studencki, 8 litów normalny). Ekspozycja wywołuje u mnie "miłe rozczarowanie" naprawdę jest co oglądać. Kilkanaście bogato wyposażonych sal, ciekawe zbiory, długa trasa turystyczna. Można pooglądać między innymi "skarby": garnki ze starymi monetami, oryginalną broń, stroje ludowe i szlacheckie, zastawy stołowe, porcelanę, wyroby szklane, kolekcję stempli, liczne dokumenty i ekspozycję dotyczącą historii państwa Litewskiego. Można również wysłać kartkę z poczty zamkowej - posiadającej swój własny stempel pocztowy (gratka dla miłośników filatelistyki).
Zwiedzanie zamku zajęło nam prawie półtorej godziny, chcemy jeszcze przejechać dziś kilkadziesiąt kilometrów, ruszamy zatem w drogę. Kierujemy się na miasto Alytus (drogą nr 220), droga jest przyjemnie pusta. Mijamy Rudiskes i Onuskis. Pogoda w miarę się ustabilizowała, mam dużą ochotę spać w namiocie. Długo nie możemy zdecydować się na miejsce do spania. W końcu 2 kilometry przed Pivasiuai pytamy w jednym z gospodarstw o możliwość rozbicia namiotu w sadzie. Okazuje się, że jesteśmy w polskiej wsi, którą tworzy kilka domów. Z jednego z nich na cały regulator włączony magnetofon: słuchamy czołówki przebojów tego lata. Na szczęście koło 21 zapada cisza.