|
Mieliśmy wstać wcześnie ale "budzik nie zadzwonił" wstajemy o 8:20 o 9:00 dziękujemy za gościnę i jedziemy jeszcze raz do miasta, jeszcze raz zwiedzamy okolice rynku. Pogoda jak marzenie - słońce, wieje lekki wiaterek. Przy jednym z ogródków piwnych po zachodniej części rynku jest parking rowerowy, przypinamy rowery i na spokojnie spacerujemy, oglądamy zamek, kościoły. Około godziny dwunastej wyjeżdżamy z miasta. Wyjazd straszny, droga w fatalnym stanie technicznym, duży ruch, mamy nadzieję, że gdy miniemy obwodnicę trochę się uspokoi. Od wstrząsów Anetce odkręca się bagażnik z jednej strony. Po naprawie ruszamy dalej mijając obwodnicę, ruch nieznacznie słabnie.
Przed Raudondvaris przejeżdżamy malowniczym mostem nad rzeką Nevezis, w miasteczku piękny kościół górujący nad doliną rzeki. Jazda nie jest przyjemna: co chwila to z jednej to z drugiej strony pędzą stare ciężarówki, pamiętające chyba jeszcze czasy komunizmu. Jesteśmy bardzo zniechęceni i zmęczeni zastanawiamy się nawet czy jest sens jechać nad morze skoro na drodze panują takie warunki. W kłębach spalin dojeżdżamy w okolice Bubiai, gdzie znajduje się ogromna żwirownia, do której tak spieszyły się ciężarówki. Za miejscowością natężenie ruchu słabnie, wreszcie jedziemy w spokoju. W kolejnej miejscowości, Vikiji, zjeżdżamy w końcu w dolinę Niemna, widok jest bardzo malowniczy: wcięta na kilkadziesiąt metrów, porośnięta lasami, dokładnie tak teraz wyobrażam sobie dziką rzekę w Środkowej Europie.
W Seredzius robimy odpoczynek, zjeżdżamy nad Niemen w pobliżu przeprawy promowej. W niewielkim parku siedzi kilka grupek ludzi, popijają piwo, czas płynie niezwykle leniwie. Ruszamy w dalszą drogę niestety wzmaga się przeciwny wiatr, jedzie się nam coraz trudniej. W Veliuona zaciekawiły nas tablice informujące o starym grodzie z czasów Giedymina (z Górą Zamkową), wchodzę na jego szczyt, prócz ładnego widoku na dolinę nie ma nic do oglądania. Gdy schodzę na dół drogą prowadzącą między grodziskami jedzie para rowerzystów. Skoro tam wjechali, znaczy, że jest tam coś jeszcze do zobaczenia. I rzeczywiście kawałek dalej znajduje się malowniczy dworek z XIX wieku. Postanawiamy porozmawiać z rowerzystami. Dzięki rozmownie uzyskujemy wiele cennych informacji: w Jurbarkas nie ma nic godnego uwagi, a droga nr 141 do Silute jest ruchliwa, z Minji do Nidy jest połączenie promowe (dzięki temu można zaoszczędzić drogi), Lipawa na Łotwie nie jest warta pedałowania. Naładowani tą porcją wiadomości i pełni optymizmu ruszamy dalej. Po drodze oglądamy otoczony kaskadami stawów zamek w Raudone (jego początki sięgają XIV w).
Pod wieczór, około 3 kilometrów przed Jurbarkas, zatrzymujemy się aby kupić mleko od pań dojących krowy. Dostajemy całą dwulitrową butelkę za darmo, co więcej panie zgadzają się abyśmy nocowali w namiocie koło ich domu. Gdy podjeżdżamy okazuje się, że w sadzie jest już rozbity namiot i możemy z niego skorzystać. Gospodyni przynosi nam dodatkowy siennik, pozwala skorzystać z łazienki (ciepły prysznic!