|
Moim marzeniem od lat było zobaczyć TE szczyty. Wszystko zaczęło się, jak to zwykle bywa, od pierwszego
wejrzenia - gdy znakomici geografowie Leszek Janasik i Bartek Fabiszewski prezentowali swoje slajdy z
Patagonii. Wtedy właśnie drapieżne sylwetki skalnych grani Fitz Roy i Cerro Torre zachwyciły mnie swoim
pięknem. Również wtedy zrodził się pomysł i wizja mojej podróży po Ameryce Południowej - długiej przynajmniej
na pół roku, z najważniejszym punktem nastawionym na szczyty południowych Andów...
Miałem to szczęście, że moje marzenie spełniło się. Nie było to łatwe, między innymi ze względu na zmienną
pogodę, silny wiatr i deszcz na szlaku. Jednakże warto było poczekać kilka dni na to aż rozstąpią się chmury.
Aż wschodzące słońce na czerwono rozświetli granitowy szczyt Fitz Roy'a, aż trójzębny grzebień Cerro Torre
rozerwie na chwilę chmury i wyłoni się w pełnej okazałości. Usiąść na skałach i patrzeć na potęgę gór, szczytów
wyrzeźbionych zdawać by się mogło przez nadprzyrodzone siły, oglądając pionowe ściany granitów, błękit
okalających je lodowców i przykrycia różnokształtnych obłoków na niebie.
Teraz doskonale wiem dlaczego chciałem zobaczyć Fitz Roy i Cerro Torre. Są bowiem w życiu szczyty i widoki
marzeń, które po prostu trzeba samemu zobaczyć. Są marzenia, których realizacji trzeba się oddać: to co
poczułem w patagońskich Andach spowodowało wewnętrzne poruszenie, którego rozmiaru nie sposób jest oddać
ani słowami, ani zdjęciami...